Ofiara niemieckiej nienawiści [GNIEŹNIANIE I WIELKOPOLANIE]

      1 października 1939 r. w południe ustały strzały na całym froncie Półwyspu Helskiego. Niedługo potem od strony portu ukazał się na zatoce ścigacz niemiecki z białą flagą na maszcie, zdążający w kierunku Helu. Jednostka zatrzymała się na redzie przed portem wojennym, zaś marynarz Kriegsmarine sygnalizując chorągiewkami, żądał przysłania parlamentariuszy na jego pokład. Decyzją dowódcy Floty kontradmirała Józefa Unruga jednym z wyznaczonych parlamentarzystów był 43-letni kapitan marynarki Antoni Kasztelan, kierownik Samodzielnego Referatu Informacyjnego.

      Antoni Kasztelan urodził się 27 kwietnia 1896 r. we wsi Gryżyna w powiecie kościańskim, średnio zamożnej rodzinie rolniczej, jako syn Pawła i matki Agnieszki z domu Dudziak. Do szkół uczęszczał Gryżynie, Kościanie (Wyższa Szkoła dla Chłopców) i Międzyrzeczu (gimnazjum). Zmieniać musiał szkoły, gdyż z powodu znalezienia u niego polskich książek i przyłapania go na czytaniu innym był ze szkoły wydalany i karany. Już od pierwszych lat gimnazjalnych dawał się we znaki nauczycielom niemieckim podkreślając zawsze swoją patriotyczną postawę. Był harcerzem, a walkę o utrzymanie polskości widział przez kolportowanie książek w ojczystym języku. W 1915 r. uzyskał maturę.

      21 czerwca 1915 r. dziewiętnastoletni Antoni został powołany do armii niemieckiej cesarza Wilhelma II. Po czterech miesiącach pobytu w garnizonie, jako żołnierz 5. Pułku w Poznaniu został wysłany 19 października na front francuski. W kwietniu 1916 r. mianowano go starszym żołnierzem. Brał udział w bitwie pod Verdun i tam 10 czerwca poważnie został zraniony granatem w prawe ramię, lewą nogę i rękę. Początkowo nawet był uznany za zmarłego. Na szczęście rozpoznał go i wyniósł z pola walki znajomy sanitariusz z Kościana. W Stenay Kriegslazarett we Francji przebywał prawie trzy miesiące. Małgorzata Skołowska, autorka biografii o oficerze Wojska Polskiego z Wielkopolski, pisze:

      Po wyjściu ze szpitala walczył nad Sommą, na początku 1917 r. – w bojach podczas odwrotu Niemców na linię Hindenburga pod Cambrai, później we Flandrii, a pod koniec sierpnia i we wrześniu tegoż roku – po raz drugi w ofensywie na Verdun. Stamtąd został wysłany do Lotaryngii, a następnie do Alzacji, skąd po wyekwipowaniu w rynsztunek górski wyruszył na front włoski, gdzie Niemcy mieli oria pokonać włoskiego sojusznika aliantów w bitwie nad rzeką Isonzo. W styczniu 1918 r. powtórnie został skierowany do Francji. Uczestniczył ponownie w ofensywie nad Sommą, w czerwcu 1918 r. – w ofensywie w Champagne, na wschód od Reims. Ponownie został ranny, tym razem w brzuch. Był leczony w szpitalu polowym w Jeanneville, później w szpitalach w Bonn i w Królewcu. Po rekonwalescencji w październiku 1918 r. został skierowany do batalionu zapasowego w Poznaniu. Z wojska pruskiego uciekł 22 grudnia 1918  r.

      31 grudnia 1918 r. Kasztelan na krótko wrócił do rodzinnej Gryżyny, by cztery dni później zaciągnąć się w szeregi walczących w powstaniu wielkopolskim. Tak pisał w jednym z dokumentów wojskowych:

      4 stycznia 1919 r. wstąpiłem do oddziału powstańczego por. Kościeńskiego i walczyłem do 27 stycznia [1919 r.] pod Wolszynem. Następnie wstąpiłem do nowo utworzonej kompanii w Kościanie i wyruszyłem pod Leszno. Później utworzono z tych oddziałów 6. Pułk Strzelców WP (60. Pp). Mianowany 10 czerwca 1919 r. sierżantem liniowym, 20 czerwca przydzielony zostałem do sztabu II/6 Strzelców WP jako adiutant baonu.

      Z kolei jak pisze Zygmunt Milczewski:

      Kasztelan […] [został] następnie odkomenderowany do Wielkopolskiej Szkoły Podchorążych Piechoty w Poznaniu, którą ukończył 4 lipca 1920 roku w stopniu podporucznika. W tym czasie otrzymał skierowanie na front trwającej właśnie wojny polsko-sowieckiej w 1920 roku. To właśnie w bitwie pod Mławą odniósł trzecią ranę.

      Dalszy okres służby wojskowej Antoniego Kasztelana, to kilkuletni pobyt w 49. Pułku Piechoty Strzelców Kresowych w Kołomyi. Wiosną 1921 r. odbył kurs dla dowódców kompanii i plutonu, a w styczniu i lutym 1923 r. – kurs narciarski w Worochcie. Mianowany w 1923 r. porucznikiem, został najpierw dowódcą plutonu, a następnie kompanii. Od lipca do września tego roku zaliczył kolejne szkolenie, tym razem wywiadowców konnych. W lipcu 1929 r. przesunięto go ze stanowiska referenta mobilizacyjnego pułku na młodszego oficera 6. Kompanii. Od 1930 r. dowodził kompanią i był wykładowcą w oficerskiej Szkole Podchorążych Piechoty w Gródku Jagiellońskim koło Lwowa. Zmianą, która miała zaważyć na dalszej karierze tego syna Ziemi Kościańskiej, było przeniesienie 28 listopada 1931 r., do tworzącego się 1. Morskiego Batalionu Strzelców w Wejherowie. Ponad trzyletni pobyt na placówce to funkcje dowódcy kompanii i adiutanta dowódcy batalionu, równocześnie szkolił się na kursach specjalistycznych.

      W lipcu 1935 r. Kasztelan, zyskując uznanie w oczach przełożonych, skierowany został do Dowództwa Floty w Gdyni, gdzie przydzielono go na stanowisko kierownika (referenta) Samodzielnego Referatu Informacyjnego – SRI, którego głównym zadaniem była ochrona kontrwywiadowcza jednostek wojskowych stacjonujących na polskim Wybrzeżu.

      Po dwóch latach – w 1937 r. – Kasztelan awansowany został do stopnia kapitana z prawem noszenia munduru Marynarki Wojennej. Zgodnie z pragmatyką oficerską, po osiągnięciu wieku 42 lat, został przeniesiony z korpusu oficerów piechoty do grupy administracyjnej korpusu oficerów administracji. Jako oficer kontrwywiadu w latach poprzedzających niemiecką agresję na Polskę odznaczył się szczególnymi osiągnięciami w tropieniu, wykrywaniu i zwalczaniu niemieckich szpiegów i agentów operujących, głównie w Gdyni. Jak napisał Jerzy Pertek:

      Było to bardzo udane posunięcie, gdyż kpt. Kasztelan okazał się doskonałym pracownikiem kontrwywiadu i niebawem zanotował na swym koncie kilka cennych sukcesów – rozpracowując kilka działających na Wybrzeżu niemieckich komórek szpiegowskich. Informacje hitlerowskich szpiegów okazywały się błędne lub niekompletne, a oni sami karierę swą kończyli przeważnie przed polskim sądem wojskowym.

      Od pierwszych godzin wojny obronnej, 1 września 1939 r., kpt. Kasztelan przebywał w sztabie Dowództwa Floty kontradm. Józefa Unruga na Helu. „Kasztelan dostał pozwolenie na wyjazd w głąb kraju. Nie zrobił tego, gdyż jako oficer – pisze Sokołowska – uznał takie działanie za niehonorowe”. Zniszczył wszystkie ważne dokumenty, włożył mundur i dołączył do obrońców półwyspu Hel. Unrugowi powiedział wówczas, że jest oficerem i będzie walczył. Kierował kontrwywiadem obrony odciętego od reszty kraju półwyspu. Siedziba helskiej komórki kontrwywiadu znajdowała się w willi w pobliżu stacji kolejowej w Juracie. 11 września, po zajęciu Władysławowa Niemcy podeszli blisko pozycji polskich przed Chałupami. Idący w awangardzie patrol został niemal w całości rozbity przez obrońców, a jeńców przekazano kapitanowi Kasztelanowi, który – jak podaje dowódca żandarmerii na Helu Bolesław Żarczyński – przesłuchał ich „na temat siły atakujących wojsk niemieckich z lądu”.

      Gdy kapitulacja polskiego wybrzeża była kwestią kilku godzin, 1 października 1939 r. admirał Unrug wyznaczył komandorów Stefana Frankowskiego, dowódcę Morskiej Obrony Wybrzeża, i Mariana Majewskiego, szefa Sztabu Dowództwa Floty oraz kapitana Kasztelana, jako tłumacza, na członków delegacji na rozmowy kapitulacyjne w Sopocie z dowódcą Wehrmachtu w Zatoce Gdańskiej, gen. lot. Leonardem Kaupischem. Oprócz Kaupischa w rozmowach uczestniczył także dowódca sił morskich kontradm. Hubert von Schmundt. Ustalono, że niemieckie oddziały wojsk lądowych zajmą część półwyspu od nasady do Jastarni, a jednostki marynarki wojennej od Jastarni do Helu. Jednym z warunków było zobowiązanie się polskiego dowództwa do przekazania wojskom niemieckim całego uzbrojenia i wyposażenia w stanie nienaruszonym.

      Po rozmowach kapitulacyjnych, które przeprowadzono w sopockim Grand Hotelu Kasztelan dostał się do niewoli 2 października. Ponieważ kapitulację traktowano jako honorową, jeden z jej warunków przewidywał, że admirał Unrug oraz oficerowie z Helu zachowają prawo noszenia białej broni. Od października 1939 r. Kasztelan przebywał w Oflagu X B Nienburg nad Wezerą w Dolnej Saksonii. W grudniu przeniesiono go do Gdańska na śledztwo, gdzie przesłuchiwano go w sprawie swej przedwojennej działalności w kontrwywiadzie; został oskarżony w sprawie rzekomych przestępstw przeciwko III Rzeszy i jej obywateli względnie osób narodowości niemieckiej. Dalej przebywał kolejno w Oflagu X A w Itzehoe, by po pięciu miesiącach, w maju 1940 r., znaleźć się w Stalagu XX A w Biskupiej Górce w Gdańsku (w obozie dla szeregowców i podoficerów). Wprawdzie w lipcu tego roku został oficjalnie „zwolniony z niewoli”, lecz natychmiast trafił pod kuratelę gestapo. „Oprawcy początkowo zachowywali pozory szacunku, trzymając kapitana Kasztelana w koszarach wojskowych we Wrzeszczu. Drzwi pozostawały przez cały dzień otwarte, przydzielono mu z racji tego, że był oficerem, ordynansa, wciąż też nosił mundur. Miał ze sobą zegarek, scyzoryk i małe wojskowe lusterko w metalowej oprawie. Wydrapywał na nim kreski oznaczające dni. Co siedem kresek wpisywał datę. Pierwszą był 18 lipca 1940 r. „Czwartek, więzienie” – wyskrobał obok. Po kilkudziesięciu dniach zaznaczał już tylko tygodnie” – pisze cytowana tu Sokołowska.

      W więzieniu spotkał tam także wyciągniętego z obozu jenieckiego komisarza rządu w Gdyni Franciszka Sokoła, który później wspominał:

      Całe dnie spędzaliśmy razem z kapitanem Kasztelanem. Poznaliśmy się dobrze i zadzierzgnęliśmy przyjaźń na zawsze. Żyliśmy wzajemnymi myślami. Przeanalizowaliśmy wszystkie nasze czyny i opracowaliśmy metodę postępowania na wypadek czekającego nas śledztwa w gestapo. Kasztelan to oficer wysokiej klasy. Z uwagi na prawy charakter, unikanie alkoholu, wielkie przywiązanie do rodziny, opanowanie tak w ruchach, jak i w mowie, orientację w znaczeniu wypowiadanych słów, znakomitą znajomość języka niemieckiego, powierzono mu w Gdańsku wywiad defensywny. Był bardzo lubiany w Gdyni, tak wśród wojskowych, jak i wśród społeczeństwa cywilnego. Zawsze pogodny i zawsze gotowy do usług i pomocy dla kolegów.

      Wkrótce oprawcy gruntownie zmienili swój stosunek do Kasztelana. Nieludzko przesłuchiwany i torturowany przez asystenta kryminalnego Brunona Bellinga, nie przekazał żadnych informacji związanych z działalnością wywiadowczą. Wysłał pismo do niemieckich władz: „Byłem w Gestapo w Gdańsku bity gumową pałką godzinami bez przerwy przez dwa miesiące, aż do utraty przytomności. Ciało, twarz, oczy – zupełnie granatowe i czarne od bicia”. Niemcy pozostają jednak głusi na jego skargi. Chcą poznać sekrety polskiego kontrwywiadu, ale też pragną zemsty. Kiedy intensywne śledztwo, podczas którego wielokrotnie tracił przytomność, nie dało pożądanych efektów, dyrektor Kripo Sturmbannfűhrer SS Jacub Loellgen, uznał je za zakończone.

      W połowie października 1940 r. Główny Rząd Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie – nie podporządkowując się postanowieniom Konwencji Genewskiej – wydał zarządzenie prewencyjnego uwięzienia byłego pracownika SRI, gdyż: „na podstawie swego dotychczasowego wrogiego Niemcom zachowania daje podstawę do obaw, że przebywając na wolności wykorzysta do szkodzenia interesom Rzeszy”.

      Kolejny cios nastąpił 4 lutego 1941 r., gdy Kasztelana pozbawiono posiadanego stopnia i zerwano dystynkcje oficerskie. Jako więźnia politycznego, wysłano do obozu koncentracyjnego KL Stutthof i wpisano do księgi pod nr 10 433. Ale i tu Kasztelan dał się poznać jako oficer wielkiego ducha i odwagi. Od pierwszych dni włączył się do pracy konspiracyjnej, obsługując aparat radiowy i krótkofalówkę, którą sam zmontował. Były one umieszczone w składnicy (tzw. Effectenkammer), w której kapitan został zatrudniony. Dzięki niezłomnej postawie zjednał sobie wielu kolegów z grupy konspiracyjnej. Zapisał się jako nadzwyczaj prawy kolega i oddany uczestnik wspólnej walki z okupantem.

      Po wielomiesięcznym pobycie w Stutthofie został ponownie wtrącony do lochów gdańskiego Gestapo, by po szeregu torturach i katuszach, stanąć przed „Sądem Ludowym w Gdańsku. Jego proces miał charakter pokazowy. Rozpisywały się na ten temat niemieckie gazety. „Danziger Vorposten” i „Völkischer Beobachter” grzmiał o ukaraniu polskiego sadysty. Polskiego oficera kontrwywiadu obciążyli czterej schwytani przez niego agenci. Zapewniali, że w celu wymuszenia zeznań bił ich gumową pałką i raził prądem. Jedna z niemieckich gazet napisała, że te metody doprowadziły Niemców „na skraj obłędu”. Okazuje się po latach, że oskarżenia były wyssane z palca. Dostarczyli go sami Niemcy. W aktach z procesu przeczytać można: „Wszystkie ekspozytury z wyjątkiem jednego członka składu orzekającego dr. Preussa są przeciwko ułaskawieniu. Doktor Preuss uważał Kasztelana za godnego ułaskawienia, ponieważ w rezultacie postępowania dowodowego stwierdzono, że tylko jeden raz wymierzył on policzek i znajdował się w następstwie rozkazu swego przełożonego [kmdr. ppor. Tadeusza] Mindaka w sytuacji przymusu”. Wcześniej przesłuchiwany miał rzucić w niego ciężką papierośnicą”.

      13 stycznia 1942 r. kapitan Kasztelan zostaje skazany na czterokrotną karę śmierci na szkodę państwa niemieckiego. „Przebywał w celi oznaczonej literą „Z” (dla skazanych na śmierć). Nie znał dnia wykonania wyroku. Wychodził codziennie na kilkuminutowe spacery. Z chleba lepił małe kulki i wysuszone nadziewał na nitkę wyprutą z ubrania. Z większego kawałka ulepił krzyżyk. W ten sposób powstał różaniec. Listy wolno mu było pisać tylko po niemiecku, ale rodzina z Wielkopolski przekupiła strażnika więziennego, który przemycał listy pisane po polsku. Antoni ciągle miał nadzieję i prosił o ofiarę na mszę świętą w intencji swojego uratowania. O tym, że pewnego dnia utracił wiarę w jakikolwiek ratunek, świadczy list do żony, w którym w serdecznych słowach napisał, aby kupiła każdemu dziecku zegarek i wygrawerowała na nim datę, kiedy widzieli się po raz ostatni: 25 sierpnia 1939 r.” – dodaje Małgorzata Sokołowska.

      Wśród licznych protestów Kasztelana zachował sie list pisany do Oberkommando der Wehrmacht (Naczelne Dowództwo Wehrmachtu) w Berlinie, w którym oskarża niemieckie władze o złamanie przepisów międzynarodowych, uwięzieniu go i traktowaniu jak zwykłego więźnia. Oto treść oświadczenia:

      Na podstawie międzynarodowych praw i zwyczajów muszę wnieść uroczysty protest przeciwko zwolnieniu mnie z niewoli wojennej, uwięzieniu i traktowaniu jako pospolitego więźnia. Jestem oficerem służby czynnej, dostałem się do niewoli z bronią w ręku podczas wojny w dniu 2 października 1939 r. na Helu, poszedłem do niewoli w szczególnych okolicznościach jako jeniec honorowy pod szczególną opieką admirała Schmundta. To są fakty, którym nikt nie może zaprzeczyć.

      Na podstawie Konwencji Genewskiej, którą także podpisały Niemcy, było jasno określone, że żaden jeniec nie może być pociągnięty do jakichkolwiek odpowiedzialności za swoją działalność przedwojenną w państwie suwerennym przez to państwo, w którego niewoli się znajduje. I dalej przypominano, iż wzięcie kogokolwiek do niewoli nie może dawać okazji do jakichkolwiek porachunków. Nie może stwarzać precedensu i sprawić, by jeńcy nie czuli się pewni swego losu. Jeniec taki winien być odesłany z powrotem do oflagu i jeśli ktoś ma coś przeciw niemu postawiony ewentualnie przed odpowiedni Sąd Wojskowy. Rzecz jasna, że protest wystosowany przez kapitana Kasztelana pominięto milczeniem.

      Żona kapitana Kasztelana, Maria Olga z domu Żydło z Kołomyi (wzięli ślub w 1922 r.), próbowała wyciągnąć męża z niewoli i bezprawnie skazanego na śmierć za pośrednictwem Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, przez radio podziemnej organizacji konspiracyjnej w Warszawie (Związek Walki Zbrojnej) i przez byłego włoskiego ambasadora Desanti w Warszawie. Słała listy także do kancelarii Adolfa Hitlera w Berlinie i papieża Piusa XII do Watykanu. Wszelkie próby żony nie dały żadnego pozytywnego odzewu. Mimo ogromu cierpień Antoni Kasztelan wykazał się godną postawą. W jednym z ostatnich listów do żony pisał:

      Ja umieram za Ojczyznę i tego jestem świadomy, a za co – tego sam nie wiem. […] Mam jeszcze trzy miesiące życia przed sobą [w rzeczywistości wyrok wykonano cztery miesiące później]. Jest jedyny ratunek, tj. ułaskawienie […], więc nie traćcie jeszcze nadziei. Proszę Cię, moja najukochańsza, zwróć się przez Czerwony Krzyż w Genewie do komandora [Tadeusza] Stoklasy, morski attache w Londynie, o zmianę względnie wymianę mnie przez rząd angielski na oficera niemieckiego. To jedna i druga możliwość, że mogę być wyratowany.

      O całej sprawie wiedziała p. Ostaszewska, która była pracownicą Polskiego Czerwonego Krzyża w Warszawie. Brytyjski rząd wyraził chęć wymiany kpt. Kasztelana za kpt. mar. Wernera Lotta, dowódcę okrętu podwodnego, który dostał się do niewoli po tym, jak jego U 35 został zatopiony 29 listopada 1939 r. na Morzu Północnym przez brytyjskie niszczyciele HMSS Kingston, Icarus i Kashmir. Rozmowy, pomimo zaawansowanego poziomu, zostały przerwane przez samego Joachima von Ribbentropa, ministra spraw zagranicznych III Rzeszy. Zakazał on dalszych pertraktacji, zaznaczając, że wymiana taka byłaby niesprawiedliwa. Przeciwko zwolnieniu Kasztelana zaprotestował także szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Reinhard Heydrich, który stwierdził: „Kasztelan w czasie przesłuchań nabył w sposób nieunikniony wiedzę o niemieckim kontrwywiadzie, którą mógłby służyć wrogiemu wywiadowi, co musi – ze względów bezpieczeństwa Rzeszy – wykluczyć możliwość jego wymiany”.

JUŻ WKRÓTCE: „WIELKOPOLSKA NA MORZU. Szkice historyczne i współczesne”, T. I-II

Bohaterowie niniejszej książki żyli z morza i dla morza. Jedni wyruszali na morze kierowani ciekawością poznania egzotycznych krain, inni żądzą przygód, jeszcze inni pragnieniem zdobycia sławy i bogactwa. Godnym podziwu była zawsze wrażliwość Wielkopolan na sprawy morskie. Książka ta to zbiór blisko 90 szkiców historycznych i współczesnych poświęconych związkom Wielkopolski z morzem od X do XX wieku. Region historyczny, jakim jest Wielkopolska, a przede wszystkim ludzie z nim powiązani poprzez swoje na tym terenie urodzenie i działalność wyruszywszy na szlaki morskie świata wnieśli znaczący wkład do rozwoju cywilizacyjnego, naukowego i kulturalnego krajów różnych kontynentów, jak i przyczynili się do poszerzenia naszego horyzontu geograficznego oraz do wzbogacenia naszej kultury, nie tylko w znaczeniu regionalnym, ale ogólnonarodowym. Historyczne odkrycia Gaspara da Gama z Poznania, naukowe dokonania Mikołaja Smoguleckiego w Chinach, udział w walkach prowadzonych na różnych frontach przez Krzysztofa Arciszewskiego – pierwszego polskiego nurka, długotrwałe badania naukowe kierowane przez Pawła Edmunda Strzeleckiego w Australii oraz Stefana Szolc-Rogozińskiego i Klemensa Tomczyka w Kamerunie, szczęśliwe poszukiwania złota przez Modesta Maryańskiego z Trzemeszna, czy rewolucyjne wynalazki majora armii amerykańskiej Edmunda Żalińskiego z Kórnika, jednego ze współtwórców pierwszego okrętu podwodnego, zajmują ważne miejsce w ogólnonarodowym dziedzictwie kulturowym. Wielkopolanie byli jednym z filarów polskiej polityki morskiej w II Rzeczypospolitej – wielu z nich było współtwórcami floty handlowej, wojennej i rybackiej, budownictwa morskiego, stoczniowego oraz całej infrastruktury związanej z zagospodarowaniem i „uprawą” morza.

      3 grudnia 1942 roku minister sprawiedliwości III Rzeszy Otto Thierack ogłosił, że nie skorzysta z prawa łaski. Los Kasztelana był przesądzony. Do czerwca 1942 r. kapitan Wojska Polskiego pozostawał w Gdańsku, a następnie odesłano go do osławionego więzienia „Neubau” w Królewcu, oczekując na wykonanie wyroku śmierci. Kasztelan był asem przedwojennego kontrwywiadu i bohaterem walk o Hel. Niemcy nigdy mu tego nie zapomnieli.

      Ostatni list polskiego oficera do rodziny pochodzi z 14 grudnia 1942 r., a więc napisany został w dniu, w którym zgilotynowano go w Królewcu:

      Najukochańsza, najdroższa, moja jedyna żoneczko, Maniusiu, moje najdroższe, najukochańsze, najlepsze na tym świecie dzieci Stasiuniu, Zygmusiu i słodka moja Rysieńko. Ostatnia godzina dla mnie wybiła, dziś będę stracony o godz. 15.00. Boże mój! Byłem na to zawsze przygotowany, toteż nie jest to dla mnie wielką niespodzianką. Pójdę na śmierć odważnie, choć niewinnie, dulce or pro oria ori. Tak ginę za swoją pracę, za Ojczyznę.

      Jeżeli, najdroższa moja Maniusiu i Wy, ukochane moje dzieci, będziecie mogli później moje zwłoki stąd zabrać, to miałbym do Was tę i jedyną prośbę – chcę spoczywać między swymi. Na grób mój przyjdźcie potem odwiedzić mnie, to lekko mi będzie, i zasadźcie białe i czerwone kwiaty – jak symbol mej niewinności i miłości ku Wam. Och, Boże! Już Was nie zobaczę nigdy i Wy mnie też, ale miłość ku Wam zabiorę ze sobą do grobu.

      Ukochana moja do śmierci i ulubiona Maniusiu – na Tobie cały ciężar wychowania dzieci będzie spoczywał, wychowuj je w miłości do Boga i Ojczyzny. Ty, mój Stasiu, jako najstarszy – pracuj na życie dla rodziny – dla jej dobra. Na Twoich barkach spoczywać będzie cały ciężar – musisz odmówić sobie w życiu niejedno – pomny zawsze dobra dla Waszej kochanej Mamusi i Zygmusia, i Rysi. Ty, mój ukochany synku, mój Stasiu – żegnam Cię, całuję Cię i tulę Cię do swego zbolałego serca. Bądź dobry – i uczciwy – hartuj swoją wolę, charakter, bądź godny pamięci swego Ojca i pamiętaj o nazwisku.

      Kochany mój, najdroższy Zygmusiu. I dla Ciebie ciężki czas nastanie i Ty pracuj dla dobra rodziny: Mamusi, Stasia i Rysi. Bądź dobrym, sprawiedliwym i uczciwym – kochaj Mamusię, Stasia i Rysię – pomagaj wszystkim w tej ciężkiej doli. Kochany i słodki mój synku, miej w sercu Boga i dla niego żyj – nie zobaczę Cię już nigdy.

      Kochani moi synkowie! Kochajcie Mamusię, Rysię i dla nich się starajcie i dla nich żyjcie, kochajcie się między sobą – niech miłość wzajemna zawsze Wam przyświeca.

      Najukochańsza moja jedyna córeczko, Rysiuniu! Już nie zobaczysz swego ukochanego tatusia, już idę do Boga i opuszczam ten świat na zawsze. Kochane moje najdroższe dziecko – pamiętaj o mej śmierci i zmów za moją duszę paciorek. Dziecko moje ukochane, tulę Cię do swego serca stroskanego po raz ostatni – całuję Cię – twoją ukochaną.

      Kochane dzieci, kochajcie się między sobą, niech nigdy nie panuje między Wami nienawiść, a zawsze miłość oparta na Bogu i Najświętszej Marii Pannie.

      Żegnaj, ukochana moja Żono – Maniusiu, żegnaj, kochany i drogi mój synu Stasiuniu, żegnaj, mój drogi i słodki synku Zygmusiu, żegnaj, ukochana i najdroższa moja jedyna córeczko Rysiuniu – żegnajcie po raz ostatni – idę z Bogiem i Wy z Nim zostańcie i niech ma Was w swej opiece i prowadzi Was po dobrych drogach życia.

      Całuję Was po raz ostatni. Twój do śmierci ukochany i wierny Ci mąż. Wasz najdroższy ojciec Antoś. Miłość moją gorącą ku Wam zabieram ze sobą. Antoś.

      Komunię ostatnią otrzymałem i pora do Boga Kochanego Zbawiciela Naszego.

      W rozporządzeniu o wykonaniu kary śmierci widnieje dopisek: „Przy przekazywaniu zwłok proszę wziąć pod uwagę Instytut Anatomii Uniwersytetu w Królewcu”.Symboliczny jego grób został postawiony na cmentarzu Witomińskim w Gdyni (kwatera sektor 1, rząd nr 3). Po wojnie bliscy Kasztelana przez lata próbowali się dowiedzieć się, gdzie spoczywa ciało ich krewnego. Nieżyjący już syn kapitana (zmarł w 2013 r.), Zygmunt Kasztelan, znany na Pomorzu lekarz i były żołnierz Armii Krajowej, zwrócił się w tej sprawie o pomoc do Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Podjął się tego zadania jej ówczesny dyrektor, profesor Witold Kulesza. „Niemieckie akta śledztwa prowadzonego przeciwko Antoniemu Kasztelanowi pokazują z jednej strony wszystkie aspekty bezprawia, z drugiej zaś bohaterską postawę oskarżonego. Bezprawie to było tak oczywiste, że – jak wynika z końcowej części zachowanego wyroku – jeden z trzech niemieckich sędziów zgłosił votum separatum”, mówił profesor Kulesza w wywiadzie, który został opublikowany w biuletynie Instytutu Pamięci Narodowej.

      W styczniu 1943 r. wdowa po kapitanie Kasztelanie otrzymała metrykę śmierci męża, wystawioną przez niemiecki urząd stanu cywilnego w Królewcu i paczkę z rzeczami, a w niej grzebień, bibułki do tytoniu, zapalniczkę z inicjałami A.K., lufki do papierosów, różaniec z chleba, książeczkę do nabożeństwa wykonaną na skrawku papieru.

      Miejsce ostatniego spoczynku kapitana Kasztelana nie jest do dzisiaj znane. Na koniec warto jeszcze przytoczyć krótką relację Kazimierza Rusinka, który podobnie jak Kasztelan był więźniem Stutthofu: „Człowiek dużej prawości, dobry obywatel i dobry kolega, oddał duże zasługi konspiracji”.

      Po Kasztelanie niewiele zostało – symboliczny grób na cmentarzu w Gdyni i kilka pamiątkowych tablic. Jedna z nich znajduje się w kościele w rodzinnej Gryżynie. Została ufundowana przez żonę i dzieci w 33. Rocznicę egzekucji w Królewcu. Można na niej przeczytać inskrypcję: „Swą pracą, męstwem i poświęceniem bronił honoru i praw narodu do wolności i niepodległości. Zawsze wierny Bogu”. Inne pamiątki po nim – powycierana na rogach zielona papierośnica, szczotka, zapalniczka z inicjałami AK, nakaz zatrzymania wydany przez władze w Berlinie; na różowym papierze rzędy blaknących liter, pod spodem pieczątka, podpis – owe artefakty są w posiadaniu Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.

W 2010 r. kpt. Antoni Kasztelan został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Może Ci się również spodoba