ORP KRAKOWIAK. Tropiciel przeciwko U 371 [FRAGMENT KSIĄŻKI]

W dniach 10-12 grudnia 1943 r. niszczyciele eskortowe OORP Krakowiak i Ślązak osłaniały konwój (wśród zespołu frachtowców był polski Kromań), który dopłynął do Tobruku. Natomiast od 18 do 22 grudnia oba polskie Huntyzapewniły eskortę konwojowi 10 statków pasażerskich z wojskiem (w tym oddziałom polskiej 3. Dywizji Strzelców Karpackich) zmierzających do Tarentu i Augusty. Polskie oddziały znajdowały się również na statkach konwoju eskortowanego przez polskie okręty z Augusty do Algieru (24-26 grudnia). Ostatnią akcją w 1943 r. był patrol przeciw okrętom podwodnym, jaki Krakowiak i Ślązak przeprowadziły 29 grudnia wraz z niszczycielami brytyjskimi Cleveland i Atherstone. Do Mers-el-Kebir aliancki zespół powrócił 1 stycznia 1944 r.

Od pierwszych dni stycznia Ślązak i cztery brytyjskie niszczyciele eskortowe uczestniczyły w patrolu przeciw U-Bootom w rejonie zachodniego wejścia do Cieśniny Gibraltarskiej. Linia patrolu rozciągała się pomiędzy przylądkami Spartel i Trafalgar. Okręty, idąc w szyku czołowym, poruszały się w odstępach 2 Mm (ok. 4 km) od siebie, penetrując wody falami ultradźwięków wysyłanych z azdyku.

W poszukiwaniach niemieckich okrętów podwodnych zabrakło Krakowiaka, który3 styczniawyszedł z konwojem z Mers-el-Kebir do Bizerty, a stamtąd (po krótkim bazowaniu 5-8 stycznia) został wysłany do Neapolu, gdzie zawinął 10 stycznia. Następnej nocy okręt patrolował rejon tego portu, poszukując wrogich okrętów podwodnych i dwa dni później eskortował konwój zmierzający do Philippeville (ob. Sukajkida) w północno-wschodniej Algierii. Od 14 stycznia przechodził czyszczenie kotłów w Ferryville, a stamtąd wysłano go do Algieru.

24 stycznia Ślązak wespół z Krakowiakiem i czterema okrętami brytyjskimi skierowano do ochrony konwoju, który składał się z kilkunastu dużych statków załadowanych wojskiem i sprzętem wojennym. Przed wejściem 26 stycznia do Kanału Tuniskiego (Cieśnina Sycylijska) konwój rozdzielił się. Jedna część statków odeszła do Neapolu, a pozostałe w osłonie polskich eskortowców i czterech brytyjskich niszczycieli popłynęła do Aleksandrii. Przed wejściem 29 stycznia do portu kmdr Tymiński przekazał dowództwo osłony kpt. Maracewiczowi, a sam z dwoma brytyjskimi niszczycielami wszedł następnego dnia do Aleksandrii. Postój trwał do 1 lutego. Dodajmy, że całe zgrupowanie dopłynęło do portu przeznaczenia 30 stycznia bez strat.

Od 3 lutego oba polskie niszczyciele eskortowe osłaniały kolejny konwój, wraz z eskortowcami: Hayden, Termagant, Mendip i Catterick. W konwoju płynęło pięć cennych transportowców wojska przebudowanych ze statków pasażerskich (w tym Batory), a na trzech przewożono żołnierzy 5. Kresowej Dywizji Piechoty. Konwój dotarł 8 lutego do Tarentu, ale trzy statki (z Batorym) eskorta osłaniała nadal w drodze do Aleksandrii, gdzie konwój dotarł 13 lutego. Ślązak towarzyszył Batoremu ponownie w kolejnym konwoju zmierzającym od 17 lutego z powrotem do Włoch, przy czym kmdr Tymiński był dowódcą eskorty konwoju (liczącej siedem niszczycieli). Konwój zawinął 20 lutego do Neapolu, 21 lutego do Tarentu, a 26 lutego powrócił do Aleksandrii.

Z kolei Krakowiak pozostał w Aleksandrii, skąd 27 lutego wysłano go (w asyście trzech samolotów) na poszukiwanie zestrzelonych lotników. 28 lutego Krakowiak zdołał uratować siedmiu lotników, a dzień później jeszcze dwóch. Po akcji ratowniczej polski eskortowiec wrócił 1 marca do Aleksandrii i natychmiast został wysłany do Port Said.

2 marca oba polskie niszczyciele eskortowe osłaniały już razem kolejny konwój, zmierzający na zachód przez Algier (inne eskortowce osłony: brytyjskie Catterick, Hayden, greckie Miaoulis i Themistocles), który 9 marca dotarł do Gibraltaru. W drodze powrotnej polskie niszczyciele przeszły do Mers-el Kebir, a stamtąd (z konwojem) udały się na wschód (od 12 marca w konwoju płynął Sobieski, który dołączył z Algieru).

14 marca Ślązak z Krakowiakiem przeszły do Neapolu i tam odpierały ataki niemieckich samolotów na port. Właśnie tego dnia oba polskie okręty wyruszyły stamtąd już z konwojem SNF.17, którego eskortą ponownie dowodził Tymiński (prócz polskich okrętów w jej składzie znalazły się niszczyciele eskortowe Catterick, Mendip, Crete i krążownik przeciwlotniczy HMS Dehli). Konwój niestety nie zdołał uniknąć strat.

17 marca rano konwój SNF.17 dotarł do pozycji 37°08’N i 05°27’E. Tam jednostki konwoju zostały wykryte przez patrolujący niemiecki okręt podwodny U 371 (d-ca kpt. Waldemar Mehl), który wyruszył na patrol z Tulonu 4 marca. U-Boot ruszył do ataku na konwój. Kapitan Mehl zorientował się, że nie podejdzie wystarczająco blisko do silnej eskorty, dlatego postanowił po dokonaniu dokładnych namiarów oddać możliwie najprecyzyjniejsze strzały torpedami z dalszej odległości. Najpierw wystrzelił kolejno trzy torpedy o godz. 9.38, celując do jednego z większych transportowców, a potem jeszcze odpalił akustyczną torpedę T-5, w nadziei, że przynajmniej ona znajdzie cel. Szczęście tym razem Niemcom dopisało, bo po 3 minutach od chwili odpalenia dwie torpedy z pierwszej salwy trafiły w cel. O godz. 9.48 również torpeda T-5 „dopadła” kolejną ofiarę. Był to unieruchomiony po wybuchu torpedy amerykański frachtowiec Maiden Creek (6165 BRT). Trafiony wcześniej dwukrotnie holenderski transportowiec wojska Dempo (17 024 BRT) na rozkaz dowódcy kpt. W. Jansena od razu skręcił w stronę najbliższego brzegu, ale nabierał szybko wody i załoga musiała go wkrótce opuścić. Z pokładu ewakuowano 333 osoby (bez strat) zanim transportowiec ostatecznie zatonął o godz. 10.55.

Na okrętach eskorty bezbłędnie rozpoznano, z którego kierunku nastąpił atak. Dowodzący eskortą kmdr Tymiński natychmiast ruszył na Ślązaku do kontrataku na przeciwnika. Razem z nim polowanie na U-Boota rozpoczął Catterick i Krakowiak. Fot. 78

Azdyk Ślązaka jako pierwszy namierzył uchodzącego U 371 i od godz. 9.50 rozpoczęły się zaciekłe ataki. Już pierwsze serie Ślązaka okazały się dość celne i okręt kpt. Mehla doznał pierwszych uszkodzeń. To był dopiero początek, bo chwilę później obszar wokół U-Boota został obrzucony kolejnymi bombami głębinowymi zrzucanymi przez dwa następne okręty. Wspomina kmdr Romuald Nałęcz-Tymiński:

Powracając do konwoju ORP „Ślązak” jeszcze raz uzyskał, co prawda niezbyt pewny kontakt, który zaatakowaliśmy serią bomb głębinowych. […]

O godz. 9.34 nasz Azdyk otrzymał bardzo dobre echo podwodne z hydrofonowym efektem. Kontakt straciliśmy w odległości 550 metrów od zanurzonego U-Boota, ale według wskazań „rekordera” w pozycji, gdzie powinien był znajdować się U-Boot rzuciliśmy serię bomb głębinowych, nastawionych na kilka głębokości. Wyników nie zaobserwowaliśmy, ale mieliśmy nadzieję, że U-Boot został dobrze wstrząśnięty. „Ślązak” nie zdołał odzyskać kontaktu, ale HMS „Catterick” o godz. 10.07 zameldował dobry kontakt i niedaleko pozycji naszego pierwszego kontaktu nakrył przestrzeń wodną serią bomb głębinowych. Po chwili to samo uczynił ORP „Krakowiak”. […]

Tymczasem konwój szedł swoim kursem, czasowo mając przy sobie tylko krążownik przeciwlotniczy HMS „Delhi”. Zleciłem HMSS „Catterick” i „Mendip” kontynuować polowanie na U-Boota, równocześnie mając oko na „Meiden Creek”, który stał w miejscu świecąc dziurą w prawej burcie. Pozostałym niszczycielom rozkazałem powrócić do konwoju. Oczywiście dotyczyło to również „Ślązaka”.

Władze Royal Navy z Algieru wysłały samolot typu „Wellington” do kontynuowania pościgu za U-Bootem. Miał on okazję do zaatakowania Niemca bombami głębinowymi.

Mimo uszkodzeń okręt zdołał zanurzyć się znacznie głębiej i przetrwał kolejne ataki trzech niszczycieli, które w huku detonujących bomb straciły w pewnym momencie kontakt z podwodnym piratem. Komandor Tymiński i kpt. (3 maja 1944 r. dostał awans na kmdr ppor.) Maracewicz mieli ochotę tropić U-Boota do skutku, ale trzeba było wracać do osłony całego konwoju, bo nie było wiadomo, czy kpt. Mehl atakował w pojedynkę. Na rozkaz Tymińskiego polskie niszczyciele powróciły do eskortowania konwoju, a do ochrony uszkodzonego amerykańskiego statku oddelegowano eskortowce Catterick i Mendip.

W manewrach tych połapał się również Mehl, który postanowił przyczaić się w głębinach. Uszkodzenia U 371 nie były jeszcze na tyle groźne, by nie mógł zaryzykować drugiego ataku, gdyż wiedział z nasłuchu, że na powierzchni pozostał uszkodzony statek. Niemiecki dowódca zaryzykował ostatecznie tuż przed godz. 13.50, strzelając z głębokości peryskopowej torpedę do unieruchomionego frachtowca. Trafiła ona w burtę Maiden Creek,powodując śmierć ośmiu ludzi i niszcząc większość łodzi ratunkowych. Przeważającą część załogi (62 osoby z kpt. Oscarem Pedersenem) uratowano. Odholowany ku brzegowi statek uległ tam przełamaniu i został bezpowrotnie stracony.

U-Boot ponownie zaatakowano bombami głębinowymi przez dwa poszukujące go niszczyciele eskortowe i ostatecznie przegoniono z tego akwenu. Okręt Mehla na powierzchni „przyłapał” samolot typu Wellington i spowodował bombardowaniem dodatkowe uszkodzenia. Poturbowany U 371 dotarł do Tulonu 25 marca, a trzy dni później jego dowódca został odznaczony Krzyżem Rycerskim Krzyża Żelaznego za dotychczasowe sukcesy. Władze Royal Navy przypisały słusznie uszkodzenia U-Boota atakom Ślązaka i Wellingtona.

Po walce z U 371 służba polskich Huntów na Morzu Śródziemnym nie potrwała już długo. 18 marca Ślązak wpłynął do Algieru wraz ze statkiem Catoctin. Potem od 27 marca konwojował francuski Ville d’Oran do portu Ajaccio na Korsyce. A 1 kwietnia kotwiczył już w Algierze. Bazował tam również ORP Krakowiak. Przeprowadził on właśnie 1 kwietnia ostatni patrol przeciw okrętom podwodnym na Morzu Śródziemnym, w towarzystwie dwóch brytyjskich niszczycieli. Potem Polaków skierowano do Aleksandrii. Fot. 79

 8 kwietnia 1944 r. Krakowiak i Ślązak oraz niszczyciel Douglas wyruszyły z Aleksandrii, eskortując statki Bulolo i Letitia, zmierzające do Wielkiej Brytanii. Po drodze, 10 kwietnia, na krótko zatrzymano się w Gibraltarze, a ruszając dalej (15 kwietnia dołączyły do nich HMSS Viscount i Hotspur), załogi obu polskich Huntów już definitywnie żegnały się w trakcie tej wojny z akwenem Morza Śródziemnego. 17 kwietnia 1944 r. był dniem wpłynięcia do Plymouth.

Możesz również polubić…