ORP Garland i morderczy konwój PQ.16
Wśród niektórych wyższych stopniem brytyjskich oficerów w Home Fleet panował pogląd, że wysyłanie kolejnych konwojów wiosną 1942 r. trasą północną, wiodącą z Islandii, nieopodal Spitsbergenu, do portów ZSRS, mija się z celem. Innego zdania był premier Wielkiej Brytanii, Winston Churchill, uważający, że polityczne dążenia pomocy sojuszników są ważniejsze aniżeli ewentualne straty ponoszone przez konwoje.
Od końca września 1941 do pierwszych dni maja 1942 r. na szlak morski z Islandii (Hvalfjörður) do północnej Rosji (Murmańsk i Archangielsk) w konwojach oznaczonych symbolem PQ o numerach od 1 do 15 wysłano blisko 190 statków handlowych. Pierwsze zespoły, liczące od kilku do kilkunastu jednostek transportowych otrzymały bezpośrednią (lub dodatkową) ochronę w postaci pojedynczych krążowników, niszczycieli, trałowców i trawlerów uzbrojonych. Zdecydowana większość konwojów, które wyruszyły trasą północną między styczniem a majem 1942 r., szczęśliwie uniknęła strat i dotarła bez przeszkód do celu. Marynarze mogli mówić o dużym szczęściu, ponieważ konwoje arktyczne były na ponad dwóch trzecich trasy narażone na ataki niemieckiego lotnictwa. Promień działania sił lotniczych Wielkiej Brytanii (RAF) sięgał tylko do niewielkiej wyspy Jan Mayen, położonej około 500 km na wschód od Grenlandii, a między nią a rejonem na północ od Murmańska istniała duża, niczym nie osłonięta luka, co skrzętnie wykorzystywali piloci Luftwaffe i okręty podwodne Kriegsmarine. W wyniku ataków U-Bootów konwój PQ.7A stracił statek, PQ.8 – okręt eskorty, niszczyciel HMS Matabele i uszkodzony brytyjski frachtowiec Harmatris), konwój PQ.13 postradał na pewno 2 statki, a konwój PQ .14 utracił brytyjski frachtowiec Empire Howard, który posłał na dno U 403 (kpt. mar. Heinz-Ehlert Clausen).
Szkody, jakich doznali Alianci wiosną 1942 r. na trasie północnych konwojów „Lend-Lease`u”, spowodowane były również działalnością niemieckiego lotnictwa. Sześć bombowców torpedowych Heinkel He 111 zatopiło dwa brytyjskie statki Cape Corso i Botavon, zaś uszkodziły trzeci, z konwoju PQ.15. Ów ostatni okaleczony brytyjski frachtowiec Jutland został jeszcze tego samego dnia, 3 maja, zatopiony przez U 251 (kpt. mar. Heinrich Timm).
Z powodu dotychczasowych strat poniesionych przez żeglugę handlową sprzymierzeńców i Royal Navy wysyłanie kolejnych konwojów trasą północną, która zyskała złą sławę, zdaniem 57-letniego adm. Johna Toveya, naczelnego dowódcy Home Fleet, było nierozsądne, do czasu zlikwidowania lotniska i bazy niemieckich okrętów podwodnych w Norwegii. Zanim jednak do tego doszło, na jakiś czas, do zawieszenia ruchu konwojowego do portów ZSRS wyruszyły kolejne zespoły statków i okrętów osłony o symbolach PQ.16, PQ.17 i PQ.18. Nieszczęściem sił Sprzymierzonych było to, że w lipcu 1942 r. doszło do rzezi konwoju PQ.17, o największej wartości, jaki został sformowany podczas II wojny światowej. 27 czerwca konwój składający się z 36 statków (w ładowniach było 297 samolotów, 594 czołgi, 4246 ciężarówek i ciągników artyleryjskich oraz 156 tys. t innego ładunku), 3 jednostek ratowniczych i zbiornikowca, wyruszył z kotwicowiska z Hvalfjörður na niebezpieczne wody arktyczne. Wartość przewożonego ładunku, według ówczesnych cen, wynosiła 700 mln dolarów!
Chociaż Niemcy wykryli konwój w piątym dniu rejsu, atak U-Bootów zainicjowany został dopiero 4 lipca, w dniu narodowego święta Stanów Zjednoczonych, przez U 457 i U 334, które zatopiły po jednym amerykańskim frachtowcu (Christopher Newport i William Hooper). Okręty eskorty były bezradne. Na skutek nieprawdziwych informacji otrzymanych przez wywiad brytyjski, że z Norwegii wyszły w morze i skierowały się na północ potężne siły Kriegsmarine – superpancernik Tirpitz, pancerniki „kieszonkowe” Admiral Scheer i Lützow oraz krążownik ciężki Admiral Hipper, pierwszy lord morski, adm. floty Sir Dudley Pound, wydał kontrowersyjny rozkaz rozproszenia konwoju, a okręty eskorty, niszczyciele miały zawrócić do Wielkiej Brytanii. Przy konwoju pozostała wyłącznie najbliższa eskorta. Mimo najlepszych intencji admirała decyzja ta w znacznej mierze przyczyniła się do klęski, pozbawiając statki silnej osłony przeciwlotniczej. Rozkaz rozproszenia konwoju PQ.17 wydany został przedwcześnie i pochopnie. Na wypadek ataku potężnych sił nawodnych Kriegsmarine, konwojowi miały przyjść z odsieczą okręty międzynarodowej siły osłonowej dowodzone przez brytyjskiego kadm. Louisa Keppela Hamiltona (w skład zespołu wchodziły brytyjskie krążowniki ciężkie London i Norfolk, amerykańskie krążowniki ciężkie Wichita i Tuscaloosa oraz 2 niszczyciele i 7 korwet), a także potężny zespół Home Fleet, który znajdował się w odległości około 320 km od konwoju. W skład drugiego zespołu dowodzonego przez adm. Toveya wchodziły: pancernik HMS Duke of York, amerykański pancernik Washington, brytyjskie krążowniki lekki Nigeria i ciężki Cumberland, 14 niszczycieli i korwet oraz lotniskowiec HMS Victorious. Podczas ostatniego odcinka żeglugi wsparcia miały udzielić okręty sowieckie stacjonujące w Murmańsku. Droga konwoju biegła blisko archipelagu Svalbard, na północ od Wyspy Niedźwiedziej, przez Morze Barentsa i Morze Białe. Do bitwy nawodnych gigantów nie doszło. Odtąd rozproszone i pozbawione silnej osłony statki stały się łatwym celem dla torped U-Bootów i bomb samolotów Luftwaffe (w atakach na konwój brało udział ponad 200 maszyn). Pogromu konwoju dokonało 9 okrętów: U 457, U 334, U 703, U 88, U 456, U 255, U 355, U 251 i U 376; U 657 natomiast nie zaliczył trafienia.







Bitwa o konwój trwała do 13 lipca, do godzin rannych. U-Booty zatopiły aż 16 statków o łącznej pojemności 102 311 BRT, a samoloty torpedowe Heinkel He 115C, He 111H i Junkers Ju 88A po[1]słały na dno 9 jednostek (40 207 BRT). W skład sił powietrznych biorących udział w akcji wchodziły także samoloty Focke Wulf FW 200 Condor oraz Blohm & Voss Bv 138. Razem zostało zatopionych 25 statków (142 518 BRT). Tylko 11 statków konwoju PQ.17 dotarło do sowieckich portów (2 statki przybyły do Archangielska, a 9 do Murmańska). Straty Aliantów były kolosalne. Zginęło 153 marynarzy, wielu zostało rannych lub doznało odmrożeń. Na dno poszło 3350 pojazdów, 430 czołgów, 210 samolotów oraz 99 316 t materiałów wojennych. Niemcy odnieśli największy sukces w działaniach na Morzu Arktycznym. Churchill w pamiętnikach napisał, że tragedia konwoju PQ.17 była jednym z najsmutniejszych epizodów z całego okresu wojny. Od tej pory szlak przez Morze Norweskie uważany był przez alianckich marynarzy za trasę śmierci.
W połowie maja 1942 r. niszczyciel ORP Garland wyruszył z Grennock do Reykjaviku w towarzystwie transportowca Stephen Castle i niszczyciela HMS Volunteer. Przed wyjściem w morze, przez kilka dni uzupełniano zapasy amunicji i prowiantu. Załoga pokładowa Garlanda dostała ciepłe kombinezony. Obowiązywała ścisła tajemnica, ale wszystko wskazywało na rejs do Murmańska. Przed samym wyjściem okręt przyjął na pokład dwóch „pasażerów”: reportera wojennego por. mar. Bohdana Pawłowicza, znanego przed wojną podróżnika i literata oraz fotografa i operatora filmowego bosmat. Pawła Płonkę. Następnie, 21 maja, oba niszczyciele przeszły do Seyðisfjörður, położonego we wschodniej części Islandii, gdzie pobrały paliwo i zaplanowano krótki odpoczynek. Dwa dni później dołączyły one do głównych sił eskorty konwoju o nazwie PQ.16, które udawały się trasą północną z pomocą do sowieckich portów Murmańska i Archangielska. W skład konwoju weszło 35 statków handlowych (21 amerykańskich, 8 brytyjskich, 4 sowieckich, holenderski i panamski), a łączny tonaż przewożonego sprzętu wojskowego wynosił 125 000 t (w tym m.in. 201 samolotów, 468 czołgów i 3277 pojazdów wojskowych). Konwój wyszedł o kilkanaście godzin wcześniej z Akureyri. W tym czasie panowała gęsta mgła, uniemożliwiająca jego skuteczne poszukiwanie, dlatego 5 z 8 niszczycieli (Ashanti, Martin, Achates, Volunteer i Garland), które wydzielono do odszukania konwoju powróciły do zespołu i zajęły miejsca w osłonie brytyjskich krążowników ciężkich Norfolk i Kent oraz lekkich Nigeria i Liverpool.
Morze było spokojne, a widzialność dobra. Okręty szły dosyć szybko w kierunku Wyspy Niedźwiedziej. 24 maja w godzinach nocnych Garland wykrył zanurzonego U-Boota. Wspomina kpt. mar. Michał Borowski, oficer broni pod[1]wodnej:
Zameldowano kontakt radarowy z nieprzyjacielską łodzią podwodną. Zrzucono bomby głębinowe z obydwu burt, ustawione na rozmaitą głębokość – łącznie szesnaście sztuk.
Tuż po ataku zauważono duże plamy ropy na powierzchni. Ale jego rezultatu nie udało się sprawdzić ze względu na brak czasu, ponieważ niszczyciel musiał powrócić na swoją pozycję osłonową. Dwie godziny później cały zespół po wykonaniu zwrotu przechodził ponownie przez miejsce ataków. I znów Garland uzyskał kontakt i wykonał dalsze dwa ataki, lecz odwołany sygnałem admiralskim „well done” (dobra robota) powrócił do eskorty. Krótko po północy 25 maja Garland pobrał ropę (mazut) w ruchu z krążownika Kent. Trwało to dwie godziny i pozwoliło na zwiększenie zapasu paliwa o 100 t. Konwój spotkano dopiero 25 maja o godz. 7.00. Duży zespół transportowców szedł ze średnią prędkością 7 węzłów. Dodatkowo wydzielono w skład bliskiej osłony konwoju 3 trałowce (Hazard, Bramble i Seagull), 3 trawlery uzbrojone ZOP (St. Elstan, Lady Madeleine i Northern Spray), 2 okręty podwodne (Trident i Seawolf), 4 korwety (Honeysuckle, Starwort, Hyderabad i Roselys, ta ostatnia we władaniu Wolnych Francuzów) oraz pomocniczy okręt plot. Alynbank.
Ciężkie okręty Home Fleet wspomagane były przez jednostki amerykańskie, które krążyły jako zespół dalekiej osłony między Islandią a Norwegią. Od wczesnych godzin nocnych z 24 na 25 maja Niemcy śledzili konwój bez przerwy, zmieniając maszyny mniej więcej raz na 3 godziny. Samoloty zwiadowcze utrzymywały się poza zasięgiem dział okrętów i stamtąd kierowały wszystkimi późniejszymi atakami z powietrza i spod powierzchni morza. O godz. 10.00 Garland uzyskał kontakt azdykowy i wykonał atak. Rezultatu i tym razem nie udało się sprawdzić ze względu na brak czasu, a polski niszczyciel zajął nową pozycję w osłonie konwoju – skrajne lewe skrzydło, na wysokości środka zespołu.
Okręty osłony konwoju nie mogły liczyć na spokojną żeglugę. Wspomina st. mar. Jan Skura, który przez 2 lata pełnił służbę przy azdyku na Garlandzie:
Wkrótce pokazał się w oddali niemiecki samolot wywiadowczy typu Focke-Wulf. Od tego czasu towarzyszył nam krążąc wkoło konwoju poza zasięgiem naszych dział. […] Rutyna na okręcie szła normalnym trybem. Z wyjątkiem, kiedy weszliśmy w ławicę mgły. Na szczęście była ona na tyle niska, że widząc było czubki masztów i kominów, co umożliwiało utrzymanie szyku konwoju. W czasie mgły przeleciał nisko nad nami „Anioł Stróż” [samolot zwiadowczy Luftwaffe]. Stało się to tak nagle, że nasi artylerzyści nie zdążyli otworzyć ognia. Wkrótce mgła przeszła, pokazały się nam statki i czysty horyzont. W południe zasiadaliśmy do obiadu, gdy nagle poderwał nas alarm bojowy.
Nie trzeba było długo czekać na pierwszy zmasowany atak nieprzyjaciela. Oddajmy głos pierwszemu oficerowi artylerii, por. mar. Józefowi Bartosikowi, który w następujących słowach opisał nalot nieprzyjacielski na Garlanda:
W kilka minut później niebo pokryło się obłokami czarnych rozprysków. To konwój i eskorta otworzyły huraganowy ogień do pierwszych eskadr torpedowych. Wypuszczony z katapulty komodorskiego statku [Empire Lawrence] jedyny aparat myśliwski typu „Hurricane”, rzucił się na klucz Heinkli, ociężale dźwigających swe długie, torpedowe żądła. Po krótkiej walce jeden z Niemców zwalił się do morza. Drugi odleciał, puszczając smugi dymu.
Więcej informacji na temat ataku samolotów torpedowych He 111 i Ju 88 z III. Kampfgeschwader 26 (KG 26) i 30 (KG 30) na statki i okręty osłony konwoju PQ.16 zawdzięczamy st. mar. Skurze:
Konwój przywitał je huraganowym ogniem artylerii przeciwlotniczej. Niebo pokryło się czarnymi plamami dymu rozrywających się pocisków. Junkersy pikowały rzucając niezliczone ilości bomb, koncentrując swój atak na statki handlowe, jednak tym razem były niecelne, wybuchały w wodzie nie wyrządzając szkody. Jeden samolot wychodząc z lotu pikowego znalazł się w zasięgu Oerlikonów „Garlanda”. Jedna celna seria, samolot zaczął dymić i tracić wysokość. Tuż nad wodą rozwinęły się dwa spadochrony, a samolot utonął.
Jako uzupełnienie dodajmy, że w ferworze walki powracając Brytyjczyk uległ zestrzeleniu przez artylerię osłony. Pilota (miał przestrzeloną nogę, ale na szczęście niegroźnie) udało się podnieść załodze HMS Volunteer. W wyniku nalotu został uszkodzony brytyjski statek Carlton, który odesłano z powrotem na Islandię w asyście trawlera uzbrojonego Northern Spray. W tym czasie konwój znajdował się około 300 Mm (ponad 550 km) na północ od kręgu polarnego i słońce utrzymywało się nad horyzontem przez całą białą noc. W ten sposób rozpoczęła się kilkudniowa zażarta bitwa konwojowa. Ataki samolotów powtarzały się w niewielkich odstępach czasu. W przerwach część załogi szła na spoczynek. Na alarm wypadali z hamaków i wybiegali na stanowisk. Nieprzyjaciel postanowił rzucić do ataku, oprócz formacji bombowców torpedowych i samolotów nurkujących, także okręty podwodne. Ostatni atak odparty został na kilka minut przed północą. Tymczasem U-Booty ze stada o nazwie „Greif” jeszcze bardziej dały znać o swoim istnieniu. 26 maja, o godz. 2.59, U 703 (kpt. mar. Heinz Bielfeld), zatopił w pozycji 73°57’N, 17°30’E amerykański frachtowiec Syros. Mniej szczęścia miały U 591, który bezskutecznie zaatakował niszczyciel Ashanti, a U 436 brytyjski frachtowiec.[1]
O godzinie 3.30 wszystkie cztery krążowniki z bliskiej osłony opuściły konwój zabierając ze sobą 3 niszczyciele, przez co eskorta bardzo uszczuplała. Zdaniem kpt. mar. Borowskiego:
Skierowano je w rejon, w którym według posiadanych przez nasze dowództwo informacji – oczekiwano nadejścia większych sił nawodnych nieprzyjaciela. Krążowniki wyszły więc Niemcom na spotkanie. Był to dogodny moment dla samolotów torpedowych wroga, które wnet przeprowadziły atak na konwój. Walka była krótka i obeszło się bez strat. Ataki powtarzały się w ciągu dnia jeszcze dwukrotnie. Oprócz niebezpieczeństwa ze strony Luftwaffe i U-Bootwaffe całemu konwojowi zaczęło zagrażać pole lodowe. Zapasy amunicji zaczęły niebezpiecznie maleć, a musiała ona starczyć także na drogę powrotną. Walka zakończyła się o godz. 19.45, na pozycji 74°N, 12°E.
Po północy 27 maja, około godz. 2.47, nastąpił nowy atak lotnictwa bombardującego i nurkowego. Garland znajdował się około 4000 m od konwoju, gdy samoloty nieprzyjacielskie przygotowywały się do natarcia. Komandor Eibel zbliżył się okrętem do konwoju, żeby skuteczniej bronić atakowane statki. Walka trwała około 1,5 godziny. Niespełna cztery kwadranse później rozpoczął się kolejny nalot bombowców, który trwał 80 minut. Morze było spokojne i świeciło blade słońce, a więc panowały dobre warunki dla samolotów. I tym razem obyło się bez strat po jednej i po drugiej stronie. O godz. 10.00 Garland uzyskał kontakt azdykowy i wykonał atak bombami głębinowymi, prawdopodobnie uszkodził wspomnianego już U 703. W tym czasie samolot obserwacyjny kilkakrotnie usiłował nadlecieć nad polski niszczyciel, ale za każdym razem został odparty ogniem artylerii plot. W południe konwój przechodził na południe od Wyspy Niedźwiedziej, a więc w stosunkowo małej odległości od baz nieprzyjaciela. Samolotom wystarczyło 40 minut lotu, aby znaleźć się nad konwojem. Było zrozumiałe, że intensywność ich ataków, to tylko kwestia czasu. Była godz. 12.20, gdy nastąpił masowy atak kilkudziesięciu samolotów, które nacierały falami po 20 i więcej maszyn. Za cel obrały lewą kolumnę konwoju, gdzie były zgrupowane największe statki.
-
Flotylla Wiślana 1918-192525,00 zł
-
Stawiacz min ORP Gryf 1934-193943,00 zł